” Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć”. (Ap 3:2)
W dniu 9 listopada 2019 r. gościliśmy Dariusza Pacana – działacza międzynarodowej organizacji Open Doors.
W lipcu 1955 roku młody Holender Anne van der Bijl, znany później jako Brat Andrew, udał się po raz pierwszy do jednego z krajów za żelazną kurtyną. Jego celem był festiwal młodzieży socjalistycznej w Warszawie, gdzie miał zamiar rozmawiać z innymi młodymi ludźmi na temat wiary chrześcijańskiej. Ponadto, chciał zrozumieć, co ich motywuje do tak entuzjastycznej służby socjalistycznym ideałom.
Natychmiast po przybyciu do Warszawy zaczął szukać chrześcijan i uczestniczyć w różnych nabożeństwach. Zauważył, że chrześcijanie w Polsce żyją pod ogromną presją. Wielką zachętą dla tych ludzi było to, że jakiś chrześcijanin z Zachodu był zainteresowany ich potrzebami. Głęboko poruszony sytuacją chrześcijan Brat Andrew zastanawiał się nad tym, jak można by było przyjść im z pomocą.
Odpowiedź przyszła natychmiast, podczas czytania Biblii. Jego wzrok padł na fragment z Księgi Apokalipsy 3, 2: ” Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć”.
Jeszcze w Warszawie Brat Andrew odkrył swoje życiowe powołanie: pomagać i umacniać chrześcijan, którzy żyją w środowisku anty-chrześcijańskim, tak aby ich wiara mogła pozostać silna. Od 1957 roku regularnie przekraczał granicę bloku wschodniego swoim Garbusem. W bagażniku miał ukryte Biblie będące darem dla chrześcijan, którzy ze względu na niedostępność Biblii w swoim kraju prosili o Słowo Boże w ich języku. Tak został położony kamień węgielny pod dzisiejszą międzynarodową organizację Open Doors.
Dariusz żył spokojnie w Polsce, starając się na miarę własnych wyobrażeń przestrzegać przykazań i rozwijać duchowo. Nie spodziewał się tego, co Bóg dla niego przygotował. Teraz jeździ w miejsca, gdzie Słowo Boże jest trudno dostępne lub zakazane, gdzie spotkania Kościoła zagrożone są brutalnymi przesłuchaniami lub więzieniem, gdzie bycie uczniem Chrystusa jest jednocześnie przyjęciem wyroku własnej śmierci, gdzie wyznanie, że w Niego się wierzy, w Nim pokłada nadzieję i miłuje Jego miłością, jest brzemienne w owoce często krwawego świadectwa.
Kiedy dobrze nam i bezpiecznie, myślimy: „Bóg nam błogosławi!” Rzeczywiście – jakże błogosławieni/szczęśliwi jesteśmy, mając nieograniczony dostęp do Słowa Bożego, mogąc swobodnie spotykać się w Jego Imię i głosić Ewangelię każdemu napotkanemu człowiekowi! Czy jednak o to właśnie chodzi w naszym życiu? Czy nasz Pan i Zbawiciel pragnął wygody, spokoju, radosnej stagnacji? Czy ze wszystkich sił o to zabiegał? ON w każdym momencie swojego życia poszukiwał woli Bożej względem siebie jako człowieka, rozeznawał, czego chce od Niego w danej sytuacji Jego Ojciec i Bóg – i nie umiłował swego życia bardziej! Błogosławieni nasi Bracia z ziem, gdzie bycie uczniem Chrystusa to nie tylko deklaracje, które modyfikujemy lub dopasowujemy, w zależności od tego, na ile jesteśmy gotowi zmienić, nagiąć samych siebie – błogosławieni Oni, ponieważ w ich życiu „Słowo staje się ciałem”, ich TAK dla Boga oznacza zaparcie się samego siebie, aż po krew! Czy doceniamy warunki, jakimi Bóg nas obdarowuje, abyśmy świadczyli naszym rodzinom, znajomym, sąsiadom, abyśmy ostrzegali ich i zachęcali do przyjęcia łaski w Jezusie Chrystusie? Czy też może otaczający nas spokój i dobrobyt jest kołderką naszego Nieprzyjaciela, w której zatopieni myślimy o sobie jak najlepiej, zadowoleni z nabożeństw, spotkań modlitewnych, drobnych posług pomiędzy braćmi w wierze, nie zauważając pętających nas coraz bardziej swoją miękkością piór…?