WALKA DUCHOWA POŚRÓD STACZAJĄCYCH WALKI FIZYCZNE

wpis w: Wydarzenia | 0

W dniach 17-18 marca 2018r. wraz z jednym z Podopiecznym oraz osobą wspierającą, odwiedziliśmy na jego zaproszenie, nawróconego zawodnika Strongman i MMA, działacza społecznego, publicystę i sportowca, trenera Kyokushin i Ju Jitsu Kamila Bazelaka podczas zawodów w Wiśniowej Górze.

Wierzymy, że Bóg powołuje nas SOBIE w miejscach, w których chce okazać nam swoją miłość, możliwość zawrócenia z drogi ku śmierci, przemiany myślenia i działania. On pragnie, abyśmy w miejscu, w którym jesteśmy, pośród otaczających nas ludzi, składali świadectwo Jego miłosierdzia, które pośród brutalności i przemocy budzi życzliwość, łagodność, troskę ku chwale Swojego Imienia przez Jezusa Chrystusa.

Podczas zawodów MMA, kiedy prezentowani są kolejni walczący, rozlegają się charakteryzujące ich, opisujące, zagrzewające do walki utwory. Kiedy Kamil Bazelak wychodzi na ring – salę wypełnia pełna miłości pieśń o Chrystusie.
Świadectwo Kamila z jego oficjalnej strony:
Byłem ateistą. Kroczyłem drogą do zatracenia przez używki, agresję. Dwanaście lat temu poznałem Boga. Nie od razu to mnie jednak zmieniło. Moja metamorfoza była stopniowa. Ewoluowałem latami. Dwukrotnie w swoim życiu, doświadczyłem Obecności Jezusa, co spowodowało ostateczną zmianę mojej osobowości, przewartościowanie mojego życia.

Największym moim grzechem był grzech pychy. Dopiero, kiedy go odrzuciłem wszedłem na właściwą drogę prowadzącą do Boga. Dzisiaj nauczam karate. Pracuję z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Angażuję się w rozmaite projekty charytatywne.

Pierwszy raz doświadczyłem Obecności Jezusa, gdy biegałem po lesie, modliłem się o jakiś znak od Boga i wtedy zobaczyłem świetlisty promień spływający z nieba. Stanąłem jak zauroczony. To moja relacja z tamtej chwili… Podczas dzisiejszego biegania doświadczyłem Czegoś niezwykłego, Obecności Jezusa Chrystusa…był światłem, blaskiem, czymś pięknym, ezoterycznym i nieskazitelnie czystym. Poczułem spokój ducha, ogromną radość. Dziękowałem za ten znak, za Obecność, Objawienie się w porannym świetle, za ciszę i wiarę, jaka mnie przenikała. Modliłem się o znak z Niebios i go dostałem. To doświadczenie zmieniło mnie w jednej chwili. Chciałbym codziennie doświadczać takiego stanu i widzieć Obecność Jezusa, bo Objawienie takie buduje wiarę człowieka i wynosi ją na piedestał miłości i atencji dla Boga. Światło które widziałem było piękne, przejrzyste, czułem ogarniającą mnie Wszechmogącą i Wszechwieczną moc Jezusa emanującą ze światłości. To niesamowite przeżycie, nie dające się opisać żadnymi słowami. To trzeba poczuć!

Drugie doświadczenie Obecności Pana, było podczas ekstremalnej sytuacji, gdy byłem blisko śmierci. Czwartego lipca wybrałem się na długie wybieganie w góry Sokole. Plan zakładał 1,5 godzin intensywnego biegu. Założyłem rashguarda i grubą bluzę, aby się wypocić. Nie przewidziałem jednak, że tym razem przesadzę. Po kolei pokonywałem górki i inne konkretne jurajskie wzniesienia. Pociłem się przy tym niemiłosiernie, a nie wziąłem ze sobą krzty wody. I to był wielki błąd. W pewnym momencie poczułem, że słabnę, zaczęło mi się kręcić w głowie, miałem mroczki przed oczyma, ogromne pragnienie, myślałem, że zaraz upadnę. Z nieba lał się niemiłosierny żar. Upał, skwar zabijały we mnie każdą komórkę. Było źle, naprawdę źle. Do najbliższych drzew miałem około 300 metrów, zero cienia, ucieczki przed słońcem. Było mi niedobrze, czułem, że zaraz odpłynę. Wiedziałem, że to skrajne odwodnienie. Ostatkiem sił zadzwoniłem po pomoc do rodziny, nie wiedziałem jednak, gdzie jestem. Zacząłem się modlić do Jezusa. Czułem oddech śmierci na swym karku. Ledwo szedłem, słaniając się na nogach i cały czas się modliłem mówiąc „Ufam Ci Jezu”.. Dotarłem do drzew, a potem do jakiejś drogi. Szedłem jak w amoku, cały czas się modląc do Jezusa. Czułem Jego Obecność przy mnie. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem, ale zawierzyłem się Panu. Dotarłem do jakiejś piaszczystej drogi, a potem do rozstaju dróg, gdzie pośrodku był krzyż z ukrzyżowanym Jezusem. Ostatkiem sił wysłałem sms z lokalizacją miejsca, gdzie mniej więcej jestem. Położyłem się pod krzyżem i leżałem, czekając. Nie wiem, ile to trwało, ale mnie znaleźli. Dostałem wody, ale z powodu przegrzania organizmu i odwodnienia trzęsłem się z zimna. Puls miałem ledwo wyczuwalny, bardzo niskie ciśnienie. Rodzina miała wzywać pogotowie, ale uprosiłem, żeby tego nie robili. Ponad półgodziny mnie nawadniali, a potem w hotelu przez długi czas leżałem z lodem na karku i głowie i stopniowo przyjmowałem płyny.

Jestem pewien, że gdyby nie interwencja Jezusa, wyprowadzenie mnie pod Jego krzyż, dzisiaj mnie już by nie było wśród was. Gdybym padł w tym słońcu, już bym się więcej nie podniósł. Byłoby po mnie. Zanim by mnie znaleźli upłynęłoby wiele godzin. Wiele słyszy się o zgonach ludzi podczas biegania, właśnie z przegrzania organizmu i odwodnienia. Zrobiłem idiotyczną rzecz biegając w upał tak ubrany, bez butelki wody. Było to jednak dla mnie ogromne przeżycie, doświadczenie, za które jestem wdzięczny Bogu. W jaki sposób na tym odludziu trafiłem właśnie na krzyż Pański? Cały czwarty lipca spędziłem na modlitwach dziękczynnych. Życie zawdzięczam Jezusowi. Bogu niech będzie chwała!